Nie jestem pewna, czy odpowiedź na to pytanie jest dla Was istotna... Opowiadając na nie i na wiele innych będę miała na uwadze to, co pisałam w rubryce „Kim jestem"... Autorka artykułu na temat treści o stronach autorskich, który czytałam przygotowując się do stworzenia własnej, wielokrotnie podkreślała, że Czytelnicy chcą wiedzieć o pisarzu wszystko. W tym artykule napiszę parę słów o tym, dlaczego w ogóle piszę.
Dorastając,
miałam do czynienia z kulturą słowa i sztuką, które były ważną częścią mojej
rzeczywistości. Często, wracając ze szkoły znajdowałam książki położone na moim
biurku w nadziei, że po nie sięgnę. I najczęściej sięgałam, zawalając bieżące
obowiązki np. naukę na sprawdzian. Nie miałam zbyt wielkich wyrzutów sumienia,
wierząc w to, że literatura jest tak samo ważna, jak anatomia człowieka.
Przyznaję, że
byłam koszmarem moich Polonistek... Tak, napiszę to wielką literą, bo obydwie
były wspaniałymi pedagogami i zawsze ciepło je wspominam. Była też trzecia, ale
uczyła mnie bardzo krótko. U tej byłam na dywaniku już w pierwszych miesiącach
szkoły średniej. Nie znając mnie, po otrzymaniu wypracowania na temat
Petroniusza z „Quo Vadis", najpierw postawiła mi jedynkę, a później
odczekała całe tygodnie zanim powiedziała z zaskoczenia, że mogę poprawić
stopień, opowiadając przed całą klasą o treści mojego wypracowania. Tym
sposobem upewniła się, że zapomniałam, co napisałam... ale ja nie zapomniałam.
„Quo Vadis" jest arcydziełem, a Petroniusza sama wybrałam na temat mojej
pracy, chcąc wejść głęboko w jego charakter. I weszłam, dlatego upływ czasu nie
mógł wpłynąć na to, co o nim sądziłam. Ostatecznie moja Pani poprawiła stopień
na pięć i powiedziała, że jeśli tak piszę, maturę mam w kieszeni. Dlaczego
byłam koszmarem? Moje wypracowania były naprawdę bardzo długie. Nie mogłam się
nigdy zmieścić w przyzwoitych rozmiarach. Koledzy pisali wypracowania na sześć
stron podaniowych, podczas, gdy ja po czternaście, osiemnaście.
Będąc
nastolatką, zaczęłam pisać poezję. Na początku nie z potrzeby serca, a bardziej
z tego powodu, że w popularnym periodyku „Filipinka", który podkradałam
starszej siostrze, publikowane były wiersze nastolatek. Pomyślałam wtedy, że to
wstyd, że nie mam jeszcze żadnego wiersza na swoim koncie. Od tej pory
popełniałam poezję w sposób naturalny. Jeszcze dwadzieścia lat temu chciałam te
utwory wyrzucić, ale mój mąż mi je wykradł i ukrył tam, gdzie ich nie znajdę...
Później
specjalizowałam się w pisaniu pism urzędowych dla wszystkich bliskich. Były to
skargi, wnioski, pisma sądowe, odwołania, prośby o podwyżkę, zażalenia itd.
Trwało to latami.
Pewnego
jesiennego wieczoru w 2021 r. czułam się psychicznie bardzo źle. Byłam
dosłownie zdeptana pewnymi wydarzeniami, o których nigdy nawet nie chcę
pamiętać i karcę się, ilekroć o nich pomyślę. Chcąc poprawić sobie humor,
zaczęłam pisać „Feniksa". W tym momencie, po upływie półtora roku od
tamtej chwili, po założeniu firmy i wydaniu ebooka i książki, ale szczególnie,
biorąc pod uwagę jego niesłychanie trudną treść, zastanawiam się, jak u licha
miało mi to poprawić humor?! Co zrobił mi "Feniks"? Z pewnością
oderwał mnie od wszystkiego, co mnie wtedy łamało, zmienił moje życie, zmusił
do tego, bym wyszła ze swojej tajemnej komnaty i zaczęła żyć. Ta część mojej
osobowości hula teraz wraz ze wszystkimi słowami, które wyrażam. Dorosłam, by
tę swoją odsłonę pokazywać z odwagą i podświadomą dumą.
Komentarze
Prześlij komentarz