Wiem, że niekoniecznie jesteście po lekturze „Feniksa" i być może zaczniecie zapoznawanie się z moimi utworami właśnie od tego wpisu. Mogą tu być także osoby, które znają treść mojej debiutanckiej dylogii i szukają czegoś więcej. Niemniej, dziękuję Wam bardzo, że pragniecie się czegoś dowiedzieć, może poznać moje motywy. Niniejszy artykuł adresuję do obydwu grup i myślę, że pierwsza może zorientować się, do czego zmierzam, pisząc, zaś druga może szukać wyjaśnienia po tym, jak przepłynęła przez sztorm moich słów.
Wiem, że
Czytelnik, nawet zanim przystąpi do czytania moich książek, mierzy się z
wątpliwościami, które podyktowane są ostrzeżeniami równie długimi, jak opis
każdej pozycji. Powszechną, bardzo dobrą praktyką wydawców amerykańskich jest
wstawianie „trigger warning" (w dosłownym tłumaczeniu to ostrzeżenie o
odruchach). Osobiście uważam, że oznaczanie sekcji wydawniczych modelem dark
cover (ciemna okładka) jest minimum informacyjnym, a tak naprawdę stosowanie
wyłącznie tego oznaczenia jest równoznaczne z brakiem troski o Czytelnika.
W trakcie
dywagacji na temat ostrzeżeń dochodzimy do punktu, mówiącego o tym, co
Czytelnik lubi czytać oraz jakie ma preferencje. Oczywistym skojarzeniem jest,
że poszukujący lektury, sięgający po dark cover, jest otwarty na wymagające
treści oraz sceny seksu. Ale to nie jest wszystko. Mam na swoim koncie tysiące
przeczytanych książek, w najczarniejszym okresie swojego życia czytałam po 300
książek rocznie i doprawdy wiem, o czym mówię. Osoba otwarta na darki,
poszukuje różnych rzeczy, a sceny seksu to tylko pewien poboczny ich aspekt.
Dark treści to traumy, depresje, uzależnienia, samobójstwa, przemoc fizyczna i
psychiczna, sadyzm, psychopatia, psychoza, pokonywanie różnorakich przeszkód,
barier, walka ze stereotypami, inność, wszystkie dysfunkcje psycho-fizyczne,
żałoba, ataki na życie i mienie, odchylenia, dewiacje i znęcanie... w kilku
słowach – wszystko, co jest dla człowieka fizycznym i psychicznym wyzwaniem lub
spotkanie z tym powoduje szereg refleksji.
Czym jest
czytanie darków? Jako czytelniczka opowiem, czym jest dla mnie. Ludzie
przeżywają różne traumy i według mnie radzą sobie z nimi na dwa sposoby.
Pierwszym jest upraszczanie swojego życia i próba zakopania problemu, by o nim
nie myśleć, uspokoić emocje lub po prostu być psychicznie zrelaksowanym.
Czytelnik sięga wówczas po literaturę prostą – zakochana para, trzymająca się
za ręce i patrząca sobie głęboko w oczy przy zachodzie słońca... To
niewymagająca treść obyczajowa, która nie ma w sobie żadnych intelektualnych i
emocjonalnych wyzwań, pozwala ukoić strapiony umysł, opisując ciągi wydarzeń.
Nie krytykuję tego, a jedynie podsumowuję ze swojego punktu widzenia. Drugim
sposobem na radzenie sobie z traumami jest sięganie po darki. Po co? Ta
szczególna kategoria Czytelników używa ich do mierzenia się ze swoimi własnymi
traumami. Według mnie, odnoszą swoje burze emocjonalne do cudzych, przeglądają
się w nich lub zagłębiają w światy bohaterów, bo pomaga im to – zdają sobie na
przykład sprawę, że nie są sami, że są gorsze dramaty, że można przerobić coś
tak lub inaczej. Przeżywanie traumy razem z bohaterem doprowadza do katharsis,
które na poziomie podświadomym głęboko oczyszcza. Introspekcja swojej psychiki
jest, w moim mniemaniu, jedyną konstruktywną formą przechodzenia autoterapii
poprzez literaturę i w tym kontekście uczciwość pisarza, a lepiej – wydawcy,
jest kluczowa. Wydawca jest tu podmiotem, na którym ciąży odpowiedzialność
moralna i społeczna. Jest to moment, w którym musi postawić na szali swoją przyzwoitość
z chęcią osiągnięcia zysków – decyduje, czy zatai przed Czytelnikiem te dane z
nadzieją, że tamten kupi i najwyżej książkę wyrzuci... Kierując się
uczciwością, ostrzegam więc.
Ostatecznie,
możecie być pewni, że ja – autorka i wydawca w jednym, nie będę pisać prostej
literatury obyczajowej, gdzie to, czego macie zaznać to zmiana scenerii i
letnie uczucia. Będę pisała rzeczy trudne, wymagające, nierzadko wywołujące
wewnętrzny bunt, a nawet niechęć do bohatera. Taki jest świat i ludzie –
dojrzali, niedojrzali, kochający, nienawidzący, prości i skomplikowani...
zawsze jacyś. Przeczytałam ostatnio negatywną opinię na temat mojej powieści,
zawartą w dwóch zdaniach i jestem niesłychanie wdzięczna jej Autorce. Napisała,
że porzuciła książkę w 1/3 jej długości, nie mogąc dłużej czytać. Oceniła, że
bohater jest skrajnie niedojrzały. Chcę podkreślić, że Wasze słowa i
konstruktywna ocena są dla mnie ważne. Z każdą z nich się zapoznaję pod względem
merytorycznym, emocjonalnym i intelektualnym. Tak, jak Wy oceniacie moje
książki, tak ja widzę Was, sens Waszej wypowiedzi, jej jakość i styl i
ostatecznie wartość dla mnie... Wiedzcie, że mam świadomość, że trafię w gust
wąskiej grupy czytelniczej... i tu zdecydowanie nie trafiłam. Nie jestem dla
każdego, nie jestem dla wspomnianej wcześniej grupy odbiorców lekkiej
literatury obyczajowej. Piszę dla tych, którzy ze mną rezonują i którzy
potrafią odnaleźć wartość w przesłaniach wplecionych w wydarzenia, w głębokich
refleksjach na temat życia. Dlatego właśnie, by być całkowicie wolna w swojej
kreatywności i wizji artystycznej, wydaję się sama. Dałam sobie wolność i daję
ją Wam, pisząc nieprzyzwoicie długie ostrzeżenia...
Love.
Komentarze
Prześlij komentarz