Zastanawiałam
się od kilku dni nad tym, czy powinnam powtórzyć na blogu mój wpis z
Instagrama. Postanowiłam, że to zrobię, ponieważ jak każdy twórca, mam dostęp
do statystyk i widzę, że ten konkretny post stał się dość popularny i
niejednokrotnie został zapisany.
Instagram nie
jest miejscem, które umożliwia szeroką wypowiedź – marne 2000 znaków ze
spacjami to potężna broń przeciwko piszącym dużo. Nie jestem z pokolenia, które
zmuszało się do kondensowania myśli i jak sądzę, służy mi to ze względu
złożoność tego świata. Nasza rzeczywistość bowiem nie jest czarna, nie jest
biała. Ma wiele kolorów, gdzieś jest światło, gdzie indziej jest cień. Wraz z
kolejnymi wiosnami coraz jaśniej widzimy te sprawy, próbując poruszać się we
własnym świecie z gracją i przyzwoitością. Ja patrzę na mój przez szkła,
umożliwiające mi uchwycenie jego multiwymiarowości. Nie stanę po stronie
rzucających kamieniami, ani tych, którzy wzruszają ramionami i odchodzą. Jestem
tą, która obserwuje i podsumowuje, która z wachlarza energii wybiera i do
swojego życia wkłada coś tylko wtedy, gdy świadomie to zatwierdziła. Biorąc to
wszystko pod uwagę, mój blog stanowi idealne narzędzie wypowiedzi na tematy,
które objęłam myślą... choć ps. ten także ma limit, ale na razie nigdy go nie
dosięgłam.
Zacznę od
tego, że powodem mojego wpisu na Instagramie było otrzymanie kosztorysu na 30
000 zł za tłumaczenie książki. Nie chcę oceniać tej kwoty, tak jak i nie
odniosę się do kilkuprocentowego dochodu autorów z tytułu, który wykreowali po
oficjalnym wydaniu ich książki przez wydawnictwa. Po prostu sam moment
uchwycenia tej kwoty wzrokiem skłonił mnie do refleksji i podsumowań. Do
rzeczy,
czy wiecie,
że wydanie książki w jest bardzo kosztowne? Nie znam wszystkich cen, ale te, o
które się otarłam to:
- 1000 zł - skład
- 5000 zł - redakcja
- 2000 zł - korekta
- 1000 zł - okładka
- ebook - niekiedy w cenie redakcji, korekty i składu, niekiedy osobno, ale nie
wiem, ile. Pamiętajcie, że ebook robi się osobno. To zupełnie nowy plik epub z
wlewaniem tekstu. Natomiast książka papierowa jest eksportowana do druku do
wysokiej jakości PDF ze spadami i znacznikami. To osobne dokumenty z innymi
ustawieniami i robi się je indywidualnie.
- 20 000 zł - tłumaczenie czegoś takiego długiego, jak ja stworzyłam (tylko tom
I)
- 10 000 zł - konsultacja native speakera dot. tłumaczenia
- 6000 zł - druk
- 8500 zł - audiobook
Niesamowite,
prawda? Aby być artystą, trzeba być także milionerem... szczególnie, jeśli
piszecie więcej niż jedną książkę.
...Po chwili
refleksji- to wszystko NIEPRAWDA.
Można
powiedzieć, że pod dwóch latach mojej własnej wewnętrznej walki, w tym roku
zasiliłam rangi selfpublisherów tego kraju, zakładając własne wydawnictwo. Jak
wielokrotnie podkreślałam, zrobiłam to, aby dać sobie przede wszystkim wolność
artystyczną. Ale ten artykuł nie dotyczy zmagań ze sobą, a bardziej tego, ile
może faktycznie kosztować samowydanie, w zależności od Waszych własnych
talentów.
Odpowiedź
brzmi – im jest ich więcej, tym taniej będzie.
Jeśli
jesteście pracowici, wydacie się niemal za darmo.
Jeśli wydacie
się w Polsce w formie ebooka, będzie zupełnie za darmo.
Dlaczego to
mówię? Sprawdziłam to. W pół roku wykorzystałam 7 z 10 sygnatur ISBN, o które
wnioskowałam. Wydałam w sumie 3 pozycje- 3 ebooki, 2 książki papierowe i 2
kolekcje. Do końca roku nie zmieszczę się w 10 i będę musiała ubiegać się o
kolejne numery. Czy uważam, że to osiągnięcie? Absolutnie nie. Jest to po
prostu jakaś część mojego życia, która sprawia mi przyjemność, daje energię do
działania i barwi horyzont nad moją głową.
Nie zrozumcie
mnie źle. To nie jest artykuł typu- „mam dla Was receptę na ogromny zarobek.
Zapłaćcie za kurs motywacji u mnie, a ja nauczę Was, jak tworzyć, by zarobić
miliony na własnej książce." Nie, bo nie zarobiłam milionów i na każdy
sprzedany egzemplarz pracuję. Piszę tu tylko o tym, ile musicie włożyć w to,
aby stworzyć tytuł, aby może dać sobie impuls do działania i zrzucić ze swojej
drogi pozorne przeszkody, które Was hamują. Piszę to, bo jestem pracowita i
twórcza, ale nie mogłam poruszać się ścieżkami utartymi przez popularnych
twórców, bo moje dzieło jest inne... To nie mainstream. Moja sztuka to jest i
będzie sidestream, jeśli takie słowo w ogóle istnieje (nie będę sprawdzać 😉).
Jestem pewna,
że z wszystkich kosztów, które wyżej wymieniłam, człowiek utalentowany może
zejść do dwóch- tj. do kosztu wydania pozycji w papierze i kosztu nagrania
audiobooka. I tak, w tym miejscu ważne jest, abyście wierzyli w siebie. Jeśli
macie w sobie dużo determinacji, odwagi, wiecie, że Wasze dzieło jest po prostu
dobre, macie zdolność przyswajania nowych rzeczy, gust, artystyczną wyobraźnię
- zrobicie sobie skład, redakcję, nauczycie się robić ebooki i okładki, nawet
sobie książkę przetłumaczycie. Ja tłumaczę ten sam tekst drugi raz, teraz
skupiając się na interpunkcji, stylu oraz uwarunkowaniach amerykańskiego rynku
wydawniczego. Pierwszy raz był amatorski na Wattpad i Inkitt. Jedyne
ułatwienie, jakie miałam w mojej przygodzie, to fakt, że mam Mamę polonistkę,
która wspiera swoje dziecko w każdym jego dziele... współkorekta z nią była
przyjemnością.
Podkreślę z
mocą - korzystajcie z narzędzi, które dają Wam te czasy - kursy DTP online,
narzędzia interaktywne, subskrypcje Adobe, Canva, Adobe Stock. Jedyny deficyt,
na który się cierpi to bezcenny CZAS. Środki na to, czego się nie da
przeskoczyć, znajdą się z czasem. Nie musicie robić wszystkiego od razu.
Działajcie, stawiajcie sobie cele, realizujcie je – po prostu coś zróbcie. COŚ
ZRÓBCIE! Stanie w miejscu to nie jest życie...
Love,
#selfpublisher
#autorka
PS. Zbadałam
dosyć dokładnie rynek amerykański. Czy wiecie, że tam większość pisarzy pracuje
na własny rachunek? Tam nie ma nawet komu wysłać swojego dzieła... Wydawnictwa
istnieją, owszem, ale podejmują współpracę z konkretnymi pisarzami, którzy
odnieśli sukces... większość z nich nadal jednak pracuje samodzielnie, mając
swoje jednoosobowe wydawnictwa i dobierając sobie współpracowników (mają tych
samych edytorów, grafików, którzy pracują przy ich projektach itd.). Może i
jestem futurystką, słyszałam to niejednokrotnie, ale akurat nie wydaje mi się
odkrywczym stwierdzenie, że tak będzie i u nas. Artyści chcą być wolni i mają
prawo do przyzwoitego udziału w zarobkach za dzieła swojej wyobraźni...
Komentarze
Prześlij komentarz