Zadaję sobie te pytania dość często, a z pewnością za każdym razem, gdy spotykam się z ludźmi, którzy nigdy nie przeczytali mojej książki lub znają tylko jej fragment, a mimo to mieszają mnie z błotem. Wchodząc w przestrzeń publiczną, opuszczając mój bezpieczny świat, który był uszyty wprost na mój wymiar, byłam pewna, że nie będzie łatwo. Bliscy ostrzegali mnie przed tym, upewniając się, czy mam dość psychicznej siły, by wytrzymać gromy, które na mnie spadną, kiedy święci zetkną się z rynsztokiem...
Czy autor
jest tym, o czym pisze, czyli ile jest 'Feniksa' we mnie?
Odpowiedź:
Tak i nie.
TAK, bo gdyby
nie jego przemyślenia i osobowość, dzieło by nie powstało. Gdy zapytacie, czy
jestem moim 'Feniksem', odpowiem, że tak. W wielu ważnych momentach fabuły
bohaterowie mojej opowieści mówią moimi ustami, śnią moimi snami, cierpią moimi
ranami, zwłaszcza w momentach introspekcji i filozofowania na temat życia,
istoty miłości i relacji międzyludzkich. Głębokie przeżywanie rzeczywistości,
wrażliwość sięgająca kości, jest częścią mojej osobowości. Gdy obserwuję świat,
najpierw widzę uczucia, sięgam do ludzi, sprawdzam ich potencjał, jakbym
wystawiała czułki i dotykała ich końcówkami. Jeśli zobaczę tam światło, pragnę
dawać. Wierzę w rzeczy niemodne, razi mnie prostactwo i niedbałość życiowa. Nie
mogę znaleźć ukojenia w prostym życiu – praca, dom, goście, wakacje. Gdy
przekazuję Wam pewne założenia koncepcji ezoterycznych, jestem to już czysta
ja, gdyż sfera ducha zajmuje w moim życiu bardzo dużo miejsca.
Wspominam
czasem moją przygodę z pewną korporacją, która wysłała nasz zespół na szkolenie
z asertywności. Część z nas była tym kursem zaniepokojona, obawiając się, że
informacje od psychologa, który z nami pracował, będą umieszczone w raporcie
ewaluującym nasze osobowości. Jako że była to moja pierwsza przygoda z tymi
nieludzkimi tworami, inaczej mówiąc, producentami nieludzkich tworów, byłam
nieco bezbronna, myśląc prostolinijnie i zakładając, że do końca będę sobą.
Myślę, że pracodawca nie zdawał sobie sprawy, że korzyści płynące z
psychologicznej wyceny pracowników mogą wahać się na jednej szali z
prawdopodobieństwem wzrostu ich samoświadomości, co z kolei może prowadzić do
zerwania umowy pracy. Nie żebym tej siły potrzebowała, ale wyniosłam z tego
doświadczenia argumenty na korzyść opuszczenia tego miejsca i tych ludzi. Jak
to się odbyło? Ogólnie spędziłyśmy tam dwa dni. Było dużo zadań i pytań, ale
najważniejszy dla mnie był prosty test na temat skali wartości w naszym życiu.
Musiałyśmy ustawić je w kolejności i wybrać z kilkudziesięciu na liście. Tylko
dziesięć mogło znaleźć się w naszej deklaracji. Dziesiątka kobiet siedziała,
jak w kole terapeutycznym, będąc zmuszona do przeczytania i uzasadnienia
swojego wyboru. Uwierzcie, że byłam jedyną osobą, u której na pierwszym miejscu
pojawiła się miłość, za którą szły partnerstwo, wolność, rodzina, szczęście. Te
wartości czasem na listach koleżanek nie pojawiły się wcale, za to znalazły się
tam: sukces, kariera, sprawiedliwość, majątek i inne. Nie śmiem tego oceniać,
bo nie o to tu chodzi. Jesteśmy po prostu różni. Co istotne, psycholog
zatrzymał mnie po zajęciach i poprosił o rozmowę na osobności. Powiedział:
'Emilia, byłabyś najlepszym pracownikiem tej firmy, gdyby traktowano cię z
szacunkiem i godnością. To spowodowałoby, że oddałabyś im siebie, bo weszliby w
granicę twoich uczuć, a wtedy wytrzymałabyś tam niemal wszystko. U ciebie
decydują uczucia, emocje, nimi żyjesz i posłuchaj mnie uważnie. Odejdziesz z
pracy maksymalnie w ciągu trzech miesięcy, uważaj na siebie bardzo i bądź
silna, ty czujesz i postrzegasz świat inaczej, to nie jest miejsce dla ciebie.'
Wzruszyło mnie to i poruszyło moje serce, jak zwykle zresztą – czasami to
odczuwanie całym sobą wszystkiego i wszystkich, ich światów, kolorów, prawdy i kłamstwa,
drugiego dna i cienia, bardzo przytłacza. Wiedziałam jednak, że oto przyszedł
do mnie przewodnik i powiedział coś, co muszę zapamiętać na zawsze. Gdy za
półtora miesiąca wykorzystywania mnie, presji, manipulacji psychicznej,
kłamstw, walki korporacyjnej i pracowania za pięciu jechałam do domu, nie
widziałam szyby. Musiałam się dwa razy zatrzymać, bo nie przestawałam płakać i
się trząść. Zdałam sobie sprawę, że nie – ja tego w swoim życiu nie potrzebuję,
nie mam kwalifikacji, by funkcjonować w tym świecie. Mają je ci z inną
hierarchią. Jestem do czegoś innego...
...na
przykład do tego, by wywoływać emocje w innych. Często w życiu staję się
bolesnym katalizatorem zmian w miejscu, do którego wkraczam. Gdy wchodzę,
często w jednej chwili mam w danej grupie silnych zwolenników i zaciekłych
wrogów. Gdy się pojawiam, ludzie często zaczynają pokazywać prawdę o sobie,
wchodząc nagle w rejestry dotąd nieznane. Wokół mnie zaczynają kotłować się
wydarzenia, które często dążą do jakiegoś towarzyskiego lub administracyjnego
wybuchu i oczyszczenia. Lata wewnętrznej autoanalizy energetycznej pozwoliły mi
na dotarcie do wielu podobnych odkryć na swój temat, dlatego nie dziwi mnie, że
często napotykam bardzo wrogie spojrzenia osób, które widzą mnie pierwszy raz.
Jeśli musimy przebywać razem, ostentacyjnie ignorują moje istnienie, a jeśli
sobie w pewnym momencie nie radzą z własnymi emocjami, atakują mnie bez
ogródek. Jest to jakaś część ich własnej nauki o sobie, a dla mnie kolejne
nacięcie na pasku.
Czy jestem
feniksem? Tak, w sensie metafizycznym, jestem nim z całą mocą. W uczuciach,
burzach z piorunami własnego umysłu, w próbach zracjonalizowania niewidzialnego
trwa moja codzienność. Aby dać upust temu, co we mnie, stałam się artystką i
dosłownie oddycham sztuką w każdym wymiarze życia. Robię to, aby nie zwariować.
Umieram i rodzę się od nowa jako czyjeś dziecko, czyjaś siostra, czyjś partner,
czyjaś matka, czyjś przyjaciel, czyjś wróg, pisarzyna, nic nie warta poetka,
marna, a w końcu zdolna i wybitna autorka dla innych. Jestem tym wszystkim
jednocześnie. Ale biorąc pod uwagę to, co napisałam, gdy widzę np. komentarz
podsumowujący moją książkę słowami „słaba ciągnie się i dłuży mało akcji",
myślę, że książka psychologiczna dotykająca traum, z licznymi ostrzeżeniami
oraz mówiąca o miłości, to przecież z założenia nie jest kryminał ani romans
mafijny, aby była tam akcja. Za to wiem i deklaruję jedno: ten tekst krwawi.
Nie zobaczy tej krwi nikt, kto nie działa na podobnych rejestrach, co ja, kto
nie ma pewnego szerokiego, a nawet bardzo szerokiego spektrum odczuwania. Nie
wstydzę się tego, jaka jestem. Jestem dumna, szczęśliwa i zachwycona, gdy
któraś z moich czytelniczek czuje moje słowa, gdy wibruje na tych samych
częstotliwościach. Nie jestem częścią mainstreamu i nie mam takich ambicji.
Tworzę przede
wszystkim dla tych, którzy czują, szukają i nie są sędziami cudzych win...
Tutaj pojawia się kolejna kwestia. Często spotykam się z ostracyzmem dlatego,
żę moje działo nie jest kryminałem, a także – o ironio – że swoją książkę
wydałam samodzielnie, zamiast powierzyć to zadanie dużemu wydawnictwu. Poza tym
naganne jest to, że dylogia "Feniks" mieści sceny seksu dalekie od
uznanych za "właściwe, porusza problemu z narkotykami, a także ukazuje
cały wachlarz zaburzeń o podłożu psychicznym.
Spotkało mnie
dość nieprzyjemne wydarzenie – udałam się do księgarni, aby nawiązać
współpracę. Chodziło mi tylko o platformę do sprzedaży dla obopólnej korzyści.
Nie są dla mnie ważne lajki, ani korzystanie z czyjejś siły przebicia lub tylko
jej pozoru. Prawdopodobnie moje intencje zostały niewłaściwie odczytane, gdyż
pomimo wykonania mi zdjęć, przeprowadzenia dość nieprzyjaznej rozmowy,
wykonania przez mnie innych czynności w niekomfortowych warunkach, a następnie
po naprawdę długim czasie od tego dziwnego doświadczenia, na stronie księgarni
znalazła się tak śladowa wzmianka o książce, że w zasadzie mogłoby nie być jej
tam wcale.
W życiu ważne
jest to, aby przebywać wśród ludzi, którzy z nami rezonują, którzy nas czują i
pozwalają nam na zachowanie swojej godności. Moja córeczka po wyjściu z tego
miejsca zadała mi jedno pytanie:
– Mamo, czemu
ta pani tak źle cię potraktowała, czemu była dla nas taka niemiła?
Ucieszyło
mnie, że moje dziecko ma tak wrażliwe serce, by dostrzegać niuanse, by poczuć
to, co ja widzę w momencie wejścia do danego miejsca – energię człowieka i jego
intencje. Czasem warto od razu się wycofać. Jednakże ważne jest to, aby też
kończyć sprawy z godnością, jeśli się jednak nie wycofaliśmy. Zrobiłam to od
początku do końca, widząc w chwili przestąpienia progu tej księgarni, co będzie
i jak właścicielka się za mną obejdzie. Widziałam, że w jej oczach jestem
'Feniksem', czyli tym seksem, traumą, nałogami i wszystkim, z czym ta osoba nie
chce w swoim życiu mieć do czynienia, że w jej oczach jestem splamiona.
Uosabiam coś, czego nie chce dotykać, wierząc, że trzymając się z dala od
czegoś tak zacienionego, utrzymuje swą postać na wysokich wibracjach. Do tego
jestem zbyt mała, nie stoi za mną wydawnictwo i podkreślę ponownie, nie
napisałam kryminału ani jakiejś 'normalnej' obyczajówki. Prawda jest taka, że
myśląc o tych rzeczach, o najgorszym – o traumach, depresji, samobójstwie,
nałogach, błędach – stajemy naprzeciw prawdy, jak w lustrze, i decydujemy, kim
jesteśmy jako ludzie... moją zaś misją jest Was z tym konfrontować, prowokować
do refleksji i samoświadomości.
Zadaniem
większości z nas w obecnych czasach jest otwarcie obszaru serca i korony,
uczestniczenie w procesie wzniesienia, wejście w jego linię. Nie jest to
możliwe, ani nawet nie pozwolimy sobie na zbliżenie do niego, utrzymując pozór
własnej czystości energetycznej i poruszając się tylko w wygodnych dla siebie
obszarach światłości. W niej bardzo łatwo złapać się na przynętę cienia –
pogardę dla tych, którzy są niżej, którzy cierpią, zmagają się z czernią, mają
problemy z nałogami, ze sobą, pragną umrzeć. Z pewnością są w takiej sytuacji,
bo na to zasłużyli, bo są na niskim poziomie energetycznym, prawda? To ich
wina... Są nie dość dobrzy, aby stanąć koło osoby uprawiającej jogę, palącej
świece wśród kwiatów i pięknych przedmiotów, tej, która słucha muzyki i ubiera
piękne sukienki, czyta książki na poziomie wybitnym, najlepiej te nagrodzone
przez innych – tych najlepszych. Ja sama medytuję, terapeutycznie gram na
gongach, używam mis tybetańskich, tingshy i wielu, naprawdę wielu technik
oczyszczających, pomagając innym w obszarach, w których mam zdolność się
poruszać. Widzę, czuję, zbliżam się do tych problemów i właśnie dlatego wiem,
co robię, gdy dotykam przestrzeni, w których pozornie wzniesieni cofają się w
cień swoich umysłów. Zniosę ich pogardę dla mojej twórczości, bo wiem, że tak,
czy inaczej, moje zadanie zostało wykonane – zetknęli się z tym, co mogło im
pomóc lub nie będąc gotowymi, odrzucili to.
Moi kochani
czytelnicy, którzy pofatygowaliście się, aby tak długo czytać o tym, co myślę.
Moja prawda jest taka, że aby otworzyć obszar serca, aby wejść tam, gdzie wejść
powinniśmy, musimy pokochać to, co nas odpycha i sami odepchnąć pogardę,
współczuć, empatyzować, rozumieć i dawać. Ja z pewnością nie będę głosem cichym
i trywialnym. W swoich książkach będę stawać za tymi, o których rzesze chcą
zapomnieć, o których nie chcą mówić i najlepiej, aby ich nie było, bo świat
byłby wtedy na najwyższych energetycznych wibracjach. Prawda jest taka, że
każdy z nas jest na innym poziomie doświadczania rzeczywistości, nasze linie
się rozchodzą, ale jeśli obok pojawia się coś, co nas drapie, musimy umieć się
z tym uporać w sobie, aby móc ruszyć w dalszą drogę. Ludzie, o których będę
pisać, to także feniksy, umierający i rodzący się na nowo, zawsze.
NIE, bo nie
jestem tym, o czym piszę i chciałabym, by było jasne, że w treściach, które
prezentuję, nie ma mojego życia prywatnego. Jako autorka dobrze wiem, że wielu
dokonuje skrótu myślowego, pragnąc odnaleźć w moim życiu potwierdzenie, że
piszę o kimś, kogo znam, że nawiązuję do konkretnych przypadków, osób, że ktoś
stanowił inspirację. Ostatecznie, próbują dokonywać analizy mojej psychiki, aby
mnie lepiej poznać, może rozgryźć. Wynika to z faktu, że faktycznie nie
ułatwiam nikomu dostania się do mojego wnętrza, karty zawsze trzymam blisko
ciała, co w relacjach z innymi stanowi problem, którego nie czuję ja, zaś czują
oni. Wiem dobrze, co robię. Będąc taką, rozsądzam najczęściej trafnie, kto jest
w stanie nadawać ze mną na podobnych falach. Jeśli coś w treści znajduje
potwierdzenie w moim życiu, prawdę znają nieliczni, bliscy mojemu sercu. Zatem,
w tym kontekście nie jestem 'Feniksem'.
Love, E
Komentarze
Prześlij komentarz