Postanowiłam się wypowiedzieć na temat roli artystów w społeczeństwie, zwłaszcza że często są postrzegani jako aroganci. Przeważa opinia, że każdy widz czy odbiorca powinien mieć możliwość skomentowania, oceny lub skrytykowania dzieł innych osób, a te opinie powinny być brane pod uwagę przez artystów w ich pracy twórczej. Współczesność bardzo mocno wspiera to założenie - na każdym możliwym portalu z literaturą, pod postami na mediach społecznościowych, a nawet w sklepach z ubraniami, znajdują się okienka zachęcające do komentarzy.
Osobiście, uwielbiam oglądać aukcje
sztuki współczesnej, niejednokrotnie biorąc w nich udział, gdy coś bardzo mi
się spodoba. Z ulgą przyjmuję fakt, że chociaż pod obrazami nie ma miejsca na
komentarze, jest tam jedynie przycisk „lubię to". Co napędza tę zachłanną
maszynę? To mainstream woła o waszą uwagę, pieniądze, a przede wszystkim wasze
serca, które wypełnione są naprawdę bardzo różnymi odcieniami - od miłości do
nienawiści i od światła do cienia.
Jeśli przyjrzycie się mojemu blogowi,
zauważycie, że nie umożliwiam wam komentowania. Robię to z rozmysłem, ale
dlaczego dokładnie, dowiecie się kontynuując czytanie niniejszego artykułu,
który będzie miał pewną konstrukcję. Jak zawsze podkreślam - treści, które
prezentuję na blogu, to moje własne poglądy, to przestrzeń do wyrażania siebie,
w której staram się być całkowicie wolna w ramach mojej osobistej
przyzwoitości.
Według mnie dusze artystyczne dzielą
się na kreatorów i odtwórców. Pierwsza grupa ma wewnętrzną wizję dzieła i
realizuje ją bez względu na to, czy to dzieło się komuś podoba, czy nie, lub
jak zostanie odebrane. Akt kreacji jest wynikiem wytworu wyobraźni i jest
skończony. Odbiorca go otrzymuje i może z nim zrobić, co chce - znienawidzić,
skrytykować, pochwalić, pokochać - nieważne. Reasumując - jest odbiorcą
końcowym, a nie uczestnikiem. Artysta będący niezależnym kreatorem nigdy nie
podda się chwilowej modzie na konkretny styl malowania, rodzaj tworzywa,
okładki w stylu amerykańskim i tematykę dzieła. Nie podejmie się napisania
satyry dzieł napisanych przez inne osoby... generalnie nie zniży się do
płynięcia na nie swojej fali.
Najliczniejsza grupa artystów to
odtwórcy. Wielu nie nazwałoby ich artystami, lecz nie uważam, aby to podejście
było konstruktywne. Opinie podyktowane ego zazwyczaj nie są. Grupa
artystów-odtwórców w oczach mainstreamu jest najbardziej cenna, ponieważ wpisuje
się w trendy, chwilową modę, nakierowana jest na potrzeby konsumenta masowego,
pyta o ich opinie, dając im poczucie potęgi i mocy w procesie twórczym innej
osoby. Ci artyści to najczęściej najgłośniejsze nazwiska, które kiedyś
wykreowały coś bardzo oryginalnego, lecz to było raz, dwa, może trzy razy.
Potem oczekiwano od nich, aby przeszli na drugą stronę mocy i kreowali, służąc
masowej rozrywce i kiczowatemu skajowemu pięknu. Odtwórcami są także niepewni
siebie kreatorzy - osoby, które podczas tworzenia swojego dzieła nie są pewne,
w którą pójść stroną, jakiego materiału użyć, czy poprawnie formułują myśli,
czy ich tekst ma wartość. Jeśli są pisarzami, wysyłają swoje dzieła do beta
readerów, prosząc ich o wskazówki czy ocenę fabuły. To także malarze, proszący
o ocenę światła i koloru. Ostatecznie to wszyscy ci, którzy do swojego dzieła
wpuszczają innych i pozwalają im w tej materii nie tylko poruszać się, ale też
działać.
Przeczytawszy moje słowa, pewnie
wiecie od razu, po której stronie jesteście jako artyści. Ale, po której
jesteście jako widzowie i odbiorcy sztuki? Czy interesuje was sztuka masowa,
nosicie modne w danym sezonie fasony i kolory? Czy kupujecie kosmetyki, które
podsuwają wam w postach na Insta gwiazdy, które nigdy ich osobiście nie użyły?
Czy lubicie tylko te dzieła, które mają czarne okładki z dużymi literami? Czy
ich autorzy wyskakują z każdej reklamy na mediach społecznościowych? Czy
lubicie tylko popularne gatunki literatury, te dla których wydawnictwa opłacają
dziesiątki recenzji bez żadnej merytorycznej wartości... te pisane przez
dzieci, które często nawet nie są zdolne do zastosowania poprawnej polszczyzny
i interpunkcji, których podsumowanie nie ma nic wspólnego z analizą literacką?
Reasumując - czy poddajecie się trendom, reklamom, szukacie opinii na temat
dzieł, aby móc samemu coś o nich powiedzieć? Jeśli tak - jesteście żołnierzami
mainstreamu. To on wyznacza, co macie lubić, co ma się wam podobać, co
powinniście kupić i komu za to zapłacić, także co i jak wyznawać, a ostatecznie
co macie czuć. Dodatkowo i całkowicie fakultatywnie, dołączacie do realizacji
jego nieludzkiej strategii w momencie, gdy stajecie się uczestnikami tego
procesu jako krytycy lub uczycie tejże krytyki swoje dzieci zanim dokonają
własnego aktu kreacji i zapłacą cenę za tę odwagę. Co mam na myśli? Coś bardzo
prostego? Komentarz, krytyka, ocena, gwiazdki i opinia już dawno przestały
spełniać merytoryczne standardy rzetelności i poziomu, zamieniając się w hejt.
Ludzie krytykują nie przebierając w słowach, ale jednocześnie nie poddają
swojej własnej oceny stosownej kontroli. Ich słowa zawierają często
niekulturalne sformułowania, hejterskie i niesmaczne komentarze, brakuje im
choćby minimum poprawności gramatycznej i interpunkcyjnej, ale przede wszystkim
wartości – gdyż krytykują przede wszystkim twórcę, a nie jego dzieło. Jakże
często w tej współczesnej krytyce idzie się na skróty, uznając, że twórca jest
dziełem i jeśli ono się nam nie podoba, jego autora należy zniszczyć
psychicznie, bo nie jest niczego wart jako człowiek. Ta maszyna hula,
zachęcając masy do wzajemnego krzyżowania się, ucząc dzieci stosowania tych
samych technik.
W tej gorzkiej pigułce jest
światełko. Być może poczuliście się zdołowani, czytając moje słowa, ale, jak
wiecie, wypowiadam się na trudne tematy w ważnym celu. Pragnę poruszać
problematyczne kwestie, pisać o tym, co mnie boli, zadawać trudne pytania. To odpowiedzi
na nie pozwalają nam stwierdzić, kim jesteśmy. Wspomniane przeze mnie światło
odnajdziecie w każdym momencie, gdy dokonacie samodzielnego wyboru treści,
którą przyjmujecie. To chwila, gdy stoicie przed obrazem i nie mówicie – „O mój
Boże, co za beztalencie!", lecz mówicie do siebie, w swoim wnętrzu – „Ten
obraz jest nie w moim guście, ale pewnie znajdzie swoich widzów, bo gusta są
różne". To moment, gdy stajecie rano przed lustrem, patrząc na swoją twarz
i mówicie – jestem piękny/a, choć mam już tyle lat. To ta chwila, gdy nie
ubieracie modnego koloru lub nie robicie sobie permanentnych brwi oraz ust, bo
mają to wszystkie koleżanki, a nosicie co chcecie i wasza twarz to wasze własne
dzieło, choćby miał ją wypełniać botoks. To jest moment, gdy słuchacie
wszystkiego, a nie tylko rocka, bo muzyka ma coś do zaoferowania w każdym
gatunku. To ta chwila, gdy ubieracie się wygodnie, niekoniecznie elegancko, bo
wasze ciało lubi komfort i na niego zasługuje. To ten moment, gdy umiecie
powiedzieć innym - "Czytam i słucham tego, co niekoniecznie podoba się
tobie, bo po prostu chcę i w tym wyborze nie ogranicza mnie nic". To
chwila, gdy nie osądzacie innych w ich wyborach, ale też nie sądzicie za
twórczość jej autorów. To moment, gdy przestajecie być sędziami, kropka. Czasem
naprawdę wystarczy powiedzieć coś sobie w środku... Czasem wolność dana twórcom
przynosi błogosławione efekty.
Od siebie pragnę dodać, że czuję się
artystką i moim celem jest zapewnienie sobie pełnej wolności tworzenia w ramach
osobistego poczucia przyzwoitości. Postaram się nigdy nikogo nie krzywdzić. Nie
zawsze się sobie podobam, ale też nie walczę o to piękno zanadto, bo za bardzo
kocham komfort. Często sobie myślę, że za stara już jestem, aby się do
czegokolwiek dopasowywać. Może kiedyś, kiedy miałam lat dwadzieścia i
trzydzieści, szłabym na kompromisy. Wiek jest czymś niesamowicie cudownym –
pozwala być w pewnym momencie całkowicie wolnym, niezależnym od opinii,
konserwatywnych założeń wiary i mas-kanonów. Pragnę wyrażać siebie i
prezentować swój punkt widzenia poprzez przygody moich bohaterów. Mam ogromny
problem z przekazaniem mojego tekstu do redakcji i korekty innej niż w
wykonaniu mojej mamy, bo obawiam się ingerencji osoby z inną wrażliwością niż
moja. Jej jedynej mogę zaufać na tyle, aby mieć pewność, że nie zniszczy mojego
dzieła, że o nie zadba, jak o swoje dziecko. Ogólnie, zachęcam, abyście towarzyszyli
mi w podróży. Ja się już dawno spakowałam i ruszyłam. Czasem podróżuję po
torach metra, gdzie otacza mnie pył i ciemność. Częściej jednak widzę ocean i
czuję się całkowicie wolna.
Love, peace and rock&roll, E
Komentarze
Prześlij komentarz